5

Meksyku tylko turyści byli punktualni, miejscowi uważali to za przejaw złych manier. To zwiększało szanse Milli i Briana. Skręcili z głównej ulicy jakieś siedemdziesiąt metrów przed kościołem, potem przyczaili się w alejce wiodącej prosto na cmentarz. an43 37 - Jaki jest plan? - szepnął Brian, chowając do kieszeni pistolet i wyciągając noktowizor. - Wypadamy na nich, dowiadujemy się, który to Diaz, i zabieramy go na przesłuchanie? - Wątpię, aby to było takie proste - odpowiedziała sucho. Brian był młody, wielki i silny, w jego żyłach płynął jeszcze czysty testosteron i na razie gość dawał sobie świetnie radę z wszelkimi przeciwnościami. Właśnie - „na razie". Milla, w przeciwieństwie do niego, doskonale wiedziała, jak szybko sprawy mogą się pochrzanić. - Zrobimy tak, jak mówisz - szepnęła - jedynie w przypadku, gdy będzie ich tylko dwóch. Jeżeli pojawi się więcej ludzi, absolutnie. - Nawet jeśli będzie tylko trzech? - Nawet wtedy Dwóch bandziorów mogliby wziąć z zaskoczenia, ich też było http://www.otolaryngolodzy.pl/media/ przetrwania kilku kolejnych godzin. Powalczyła trochę ze swoimi kręconymi włosami; oczywiście nie udało się ich całkowicie opanować, ale fryzura zaczęła chociaż przypominać coś konkretnego. Maseczka wygładziła jej twarz i usunęła widoczne objawy zmęczenia. Milla zrobiła sobie jeszcze delikatny makijaż. Perfumy, biżuteria, pończochy... kochała ten mały rytuał. Sprawiał, że czuła się lepiej. Tak rzadko miała okazję sobie pofolgować, dać pełny wyraz swojej kobiecości. Praktycznie tylko na imprezach dobroczynnych, gdzie zbierała fundusze na Poszukiwaczy Okazywało się, że uroczystości te an43 71 są niezwykle ważne nie tylko dla finansów organizacji, ale także dla

takich oberwańców. an43 296 - Poradzimy sobie - zerknął na nią z uśmiechem. Mieli trochę szczęścia: szybko trafili na obskurną hamburgerownię Sprawdź stronę zakrętu. Wielkie drzewo rosło tuż nad brzegiem, kiedy przepływali obok, Diaz wyciągnął rękę i chwycił mocno jeden z wystających grubych korzeni. Mężczyzna zatrzymał się, ale nurt potoku niosący Millę ani myślał stanąć. Namoknięty pas szybko rozwinął się na całą długość, Milla poczuła bolesne, bardzo silne szarpnięcie, nie zwolniła chwytu. Twarz Diaza była zacięta, wykrzywiona z wysiłku, zęby kurczowo zaciśnięte. Prawą ręką trzymał się korzenia, lewą usiłował wyciągnąć kobietę z głównego nurtu rzeki. Milla wciąż desperacko kopała wodę nogami, skręcając całe ciało, aż nagle woda złagodziła uścisk i pchnęła ją sama w stronę brzegu, tuż za drzewem. Byli teraz rozdzieleni grubym pniem, wciąż połączeni naciągniętym paskiem.