Albo kogoś, kto do złudzenia ją przypominał.

Nieznajoma zabrała kartkę, na której napisała to, co Lorraine miała powiedzieć Bentzowi. Lorraine nadaremnie szukała w jej twarzy choćby cienia litości, najmniejszej rysy na lodowej skorupie. Ale kobieta z niewzruszoną miną dźgnęła ją lufą i kazała iść do przodu wąskim korytarzem do kuchni. Ciemnej. O Boże. Musi być jakiś sposób, by się uratować! Musi! – Szybciej! – warknęłanieznajoma. Lufa wbijała się w plecy Lorraine. Płakała. Jej serce waliło szybko, niespokojnie, jakby zaraz miało pęknąć. Modliła się bez słów, błagała Boga o litość. – Proszę, nie – szepnęła, dygocząc ze strachu. Nie chciała umierać. Nie teraz. Nie w ten sposób. Jest jeszcze młoda, tyle ją jeszcze w życiu czeka. – Proszę – szepnęła. Głos łamał się jej dramatycznie. – Nikomu nie powiem, przysięgam. Możesz mi zaufać. – Cicho. Wszystko będzie dobrze. – Napastniczka powoli przesunęła zimną lufą wzdłuż kręgosłupa Lorraine, w górę, po karku, do nasady czaszki. I tam się zatrzymała. O Boże drogi! W tej jednej koszmarnej sekundzie Lorraine zrozumiała, że to już koniec. Nic, ani słowa, ani czyny nie przekonają wariatki, by zmieniła zdanie. Zamknęła oczy w chwili, gdy padł strzał. Rozdział 24 Coś jest nie tak. http://www.podloga-drewniana.biz.pl wszystko, w co wierzył. Kobieta, która odmieniła jego życie, zrobiła z niego lepszego człowieka, teraz przez niego cierpi. Zjechał z autostrady, trafił na korek. Ciekawe, czy w motelu czeka na niego kolejne przerażające zdjęcie żony. – Nie zabijaj jej – szepnął. Światła samochodu z przeciwka oślepiły go, zerknął w boczne lusterko i zobaczył swoje odbicie. Wyglądał, jakby się postarzał. Był udręczony. Dręczył go duch. Zaparkował na starym miejscu, wyjął kluczyki ze stacyjki i znowu spojrzał w lusterko. Tym razem skupił się nie na swoim odbiciu, ale na kobiecej postaci na skraju parkingu. Jennifer! O nie. Nie mogła się teraz pokazać. Odwrócił się. Zniknęła. Zdenerwowany wysiadł z wozu i stanął obok, słuchał, jak silnik się uspokaja i nadciąga

– Tak. – W jego głosie był szczery żal. – Tak mi przykro, Bentz. – Spotkamy się w marinie – odparł sztywno Bentz. – Już tam jadę. Wezwałem posiłki. Łódź już na nas czeka. Bentz się rozłączył, a jego partner już przyciskał gaz do dechy i słuchał wskazówek GPS; na zachód, w stronę Pacyfiku. Do O1ivii. O1ivia poczuła ruch. Sprawdź Wstał, przeciągnął się i zobaczył na stoliku resztki kanapki kalifornijskiej. Wyjął zwiędłą sałatę i miękkiego pomidora, zawinął resztki w torebkę, wyrzucił do kosza. Usiadł na krześle za biurkiem, położył sobie laptop na kolanach, oparł nogi o łóżko. Tym sposobem mógł jednocześnie surfować po Internecie i oglądać wiadomości w telewizji. Wpisywał właśnie imię Phyllis, gdy znowu zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz – L. Newell. Lorraine? Siostra przyrodnia Jennifer? Odebrał po pierwszym sygnale. – Bentz. – Och. Cześć. Tu Lorraine. – Mówiła dziwnie, spięta, zdyszana. O co chodzi? – Ja... uznałam, że powinieneś wiedzieć... O Boże. – Co? – zapytał czujny. Ogarnęło go dziwne przeczucie. – Widziałam ją. Widziałam Jennifer. Bentz opuścił stopy na podłogę. Odstawił laptop na biurko.