próbuje cie zamordowac. Sama dobrze nie wiesz, kim jestes.

w Coopersville - ale nic, co powiem albo zrobię, tego nie dowiedzie. - Dotknęła ramienia Shelby. - Tylko uważaj na siebie, dobrze? Ross McCallum jest w mieście i... - Spojrzała Shelby prosto w oczy wystraszona. - Szczerze mówiąc, Shelby, okropnie się go boję. To nie jest ktoś, kogo można lekceważyć. Trzymaj się od niego z daleka. - Mam taki zamiar - oznajmiła Shelby; jeśli, by udowodnić niewinność Nevady, musiałaby znów stanąć twarzą w twarz z McCallumem, to trudno. Na myśl o takiej ewentualności coś w niej drżało; zamieniała się w lód, ale wiedziała, że się nie podda. Nie może się poddać. Zacisnęła palce na kierownicy tak mocno, jakby od tego zależało jej życie, aż pobielały jej kłykcie. Shelby kochała Nevadę. Taka była oczywista prawda. Inicjały, które w młodzieńczej naiwności, dziesięć lat temu, wyryła na palu do przywiązywania koni przy drogerii, nie straciły nic z aktualności. Jechała przez miasteczko, minęła sklep Estevanów, gdzie zobaczyła za kasą Enrique, brata Marii. Potem był White Horse - muzyka sączyła się w lepkie, wieczorne powietrze - a dalej biuro jej ojca; tutaj, niespełna dobę - wcześniej, dowiedziała się o miejscu pobytu Elizabeth. - To nie ma sensu - mruknęła, widząc w lusterku reflektory samochodu. Skręciła i tamten wóz pojechał za nią. Zacisnęła szczęki: nie wiedziała, czy ze strachu, czy dlatego że była wściekła na siebie. Wjechała w boczną uliczkę. Tym razem nikt nie pojechał za nią. - Głupia - powiedziała i włączyła radio, w którym akurat puszczano jakąś łagodną balladę country and western. Potem ruszyła w miasto. Znowu miała kogoś na kole. Próbowała nie zwracać na to uwagi. Prowadziła samochód jedną ręką, a drugą oparła na opuszczonej szybie i czuła krople deszczu na skórze. Minęła kilka domów i zwolniła przed bungalowem Estevanów, gdzie paliły się światła. Chociaż nigdy wcześniej nie spotkała się z Viancą, teraz była zdesperowana i wiedziała, że ma coraz mniejsze pole manewru. Może córka Ramóna potrafi rzucić światło na jego śmierć. http://www.pokryciadachowe.edu.pl/media/ czekał na nia. Deszcz uderzał w okna w dachu i bulgotał w rynnach. - Pytałam, czy wierzysz Aleksowi. - A ty nie? 208 - Oczywiscie, ¿e tak - powiedziała szybko. Nie była w stanie przyznac, nawet sama przed soba, ¿e nie ufa własnemu me¿owi. Nick potarł dłonia kark. Jego oczy pociemniały z gniewu. - Nie wiem ju¿ sam, w co wierzyc. - Nie ufasz mu - stwierdziła, kiedy doszli do podwójnych drzwi prowadzacych do jej apartamentu. - Dlaczego? - To sprawa miedzy nami. - Tak, aleja mam wra¿enie, ¿e ma to cos wspólnego ze

Co mogę dla pani zrobić? - Oparł się biodrem o framugę drzwi, skrzyżował ręce na piersi i przesunął wykałaczkę z jednego kącika ust w drugi. - Chciałabym zadać panu kilka pytań w sprawie zabójstwa Ramóna Estevana. A więc o to jej chodziło. Nie był zaskoczony. - Proszę posłuchać. Sporządziłem raport. Zeznawałem pod przysięgą. Wszystko można znaleźć w oficjalnych dokumentach. Sprawdź Po prostu oddychaj spokojnie, pomysl o czyms przyjemnym, odpre¿ sie i... och, nie! Zaraz zwymiotuje! Przera¿ona, siegneła do lampy. Trafiła na włacznik, ale ramieniem potraciła podstawe. Błysneło swiatło. Lampa przewróciła sie, uderzajac o dzbanek, z którego wylała sie woda. ¯arówka rozprysła sie w milion kawałków. W pokoju znowu zapanowała ciemnosc. Nie! Zawartosc ¿oładka podeszła jej do gardła. Marla jedna reka chwyciła przecinak do drutu, druga siegneła do guzika interkomu. 220