ją niemal trzy tysiące kilometrów. Zanim zasnął, pomyślał, że to załatwi sprawę i zapewni jej

– Słuchaj, sam widziałeś, jak Jennifer skacze do oceanu, prawda? Więc O1ivii nic nie grozi. Bentz nie był do końca przekonany. Nic już nie trzyma się kupy. Wszystko, w co wierzył, legło w gruzach albo stanęło na głowie. Potarł dłonią zarośnięty podbródek i usiłował się skupić. Myśleć logicznie. Znaleźć ziarnko prawdy w sieci kłamstw. – Skończmy to już. – Załatwione. – Hayes wstał i poprawił krawat. – Ale musisz zidentyfikować kobietę, którą znaleźliśmy pod Devil’s Caldron. Kostnica jest niedaleko. – Otworzył drzwi, skinął głową. – Martinez pomoże ci odebrać rzeczy z depozytu, a potem pojedziemy. Hayes odszedł. Martinez prowadziła Bentza do odpowiedniego pomieszczenia. – Moja żona jeszcze nie przyjechała? – zapytał. Starał się mówić spokojnie. – O1ivia Bentz? – Nie. Dzwoniłam do Petrocelli, ale nie odbiera. – Riva Martinez uśmiechnęła się do policjanta z depozytu i wypełniła konieczne formularze. Oddając mu broń, posłała Bentzowi spojrzenie, które przecięłoby granit. Założył kaburę i zastanawiał się, czym tak bardzo rozjuszył Rivę Martinez. Może wścieka się po prostu, bo od jego przyjazdu do Los Angeles ma dwa razy więcej pracy. – Powinny już tu być – mruknął, coraz bardziej zaniepokojony. – Przecież lotnisko nie jest tak daleko. Wzruszyła ramionami, podając mu tackę, na której leżała jego komórka, portfel i klucze. http://www.poziomzdrowia.pl Albo cholerny duch. W każdym razie stała tam, na dziedzińcu, w długim posępnym cieniu wieży kościelnej. Bentz nie wierzył własnym oczom. Co sił w nogach pobiegł schodami w dół. Pchnął drzwi, wypadł na zewnątrz. W chorej nodze pulsował ból. Z bijącym sercem biegł po nierównych kamiennych płytach. Zaczepił stopą o brzeg płyty. Nie upadł, ale z bólu musiał zwolnić. Spojrzał na dziedziniec. Pusty. Ani śladu Jennifer. Cholera! Na ciemnym, pustym placu nie było żadnej kobiety, żywej czy umarłej. Zawrócił i rozglądał się uważnie, przeklinając się, że ją sobie wyobraził – pewnie widział tylko rzeźbę. Czyżby umysł przetworzył rzeczywistość w coś, co chciał zobaczyć? Czego się spodziewał? Czyżby to tylko siła sugestii?

ją zidentyfikował. – No tak, ale była mocno pokiereszowana. – Łykasz to? – Trinidad uniósł brwi. – Moim zdaniem to stek bzdur. – Niczego nie kupuję. Sprawdzam. Jedyną osobą, która wystąpiła o wydanie aktu zgonu Jennifer, był sam Bentz. Nikt inny tego nie zrobił. – Hayes nerwowo bawił się kieliszkiem. – No wiesz, nie wykluczam, że mu odbiło. Sprawdź z 1999 roku, srebrny impala, zarejestrowany na nazwisko Ramona Salazar. – Coś nie tak? – Z głębi domu wynurzył się mężczyzna, dwukrotnie od niej większy, same mięśnie i siła. Obcisła koszulka podkreślała bicepsy. Dżinsowe szorty zwisały nisko na wąskich biodrach. – Co jest? – Policja. – Spojrzała na niego ze strachem. – Sebastian Salazar? – zapytała Martinez. – Tak. – Mówił z silnym akcentem. – Chcemy porozmawiać z pańską żoną na temat jej samochodu. Sebastian skrzywił się, spojrzał na żonę i powiedział coś po hiszpańsku tak szybko, że Hayes niczego nie zrozumiał, ale miał nadzieję, że Martinez miała więcej szczęścia. – Możemy wejść do środka? – zapytała. Małżonkowie wymienili spojrzenia, Sebastian mruknął coś pod nosem po hiszpańsku i otworzył drzwi.