lepkim błyszczykiem.

- Przecież on tu stoi od wieków! To... to mój dom. - W takim razie przekonaj mnie o tym. Kiedy chciał ją przyciągnąć ku sobie, Becky mu się wyrwała. Chwycił ją za ramię. - Precz ode mnie! - krzyknęła. - Czy to ma być ta słynna angielska gościnność, o której tyle słyszałem? Nie traktujesz mnie życzliwie, kuzynko. - Zabierz ręce! - Nie dasz mi całusa? A tak dobrze się wczoraj zaczęło. Uderzyła go w twarz. Michaił z furią odpłacił jej tym samym. Becky padła na podłogę. Ledwie zdołała podeprzeć się dłońmi. - Jak śmiałaś podnieść na mnie rękę?! Wiesz, kim jestem? - Jak najbardziej! Brutalem! - Chcesz wiedzieć, co spotkałoby rosyjską dziewczynę, gdyby się ośmieliła tak postąpić? Becky nie miała ochoty tego słuchać. Wstała chwiejnie, wciąż jeszcze oszołomiona uderzeniem. - Kazałbym ją chłostać, póki sama nie zaczęłaby błagać, żebym ją wziął. - Nie jestem twoją poddaną. - Dostałem cię w spadku. Nim zdołała się cofnąć, schwycił ją za włosy, odchylił jej głowę do tyłu i zajrzał w oczy. http://www.pracedekarskie.com.pl/media/ walczących zawzięcie o utrącenie wszelkich reformatorskich projektów, które my, wigowie, pragnęliśmy przedłożyć Izbie Lordów. - Wierzę panu. Kiedy na mocy jego testamentu zostałem opiekunem Rebecki, chciałem się nią zająć, choć wiedziałem, że nadzór nad nią nie będzie łatwy. Nie spodziewałem się jednak czegoś podobnego. Pragnąłem zabrać ją do Londynu, wprowadzić w świat i znaleźć stosownego męża, lecz ona za nic nie chciała opuścić swojego zapadłego kąta. Z początku sądziłem, że chodzi o zwykłe kobiece fochy, lecz wkrótce po przyjeździe zrozumiałem, że to coś więcej. Westland pokiwał głową ze współczuciem. - Zwróciłem się o radę do lekarzy - Michaił zniżył głos - i jeden z tych, którzy zajmowali się królem Jerzym*1, potwierdził moje obawy. - Co za pech. - Proszę mi wybaczyć, wasza wysokość. Nie chciałem pana zasmucać tą historią.

- Wręcz przeciwnie. No, wstawaj, nie mamy za wiele czasu - ponaglała, pomagając jej przy wstawaniu. Jakby na dowód tego do pokoju zapukała pokojówka i oznajmiła, że fryzjerka czeka. - Świetnie! - Alice wzięła Bellę pod rękę. - Uwaga, uwaga! Przygotuj się do wielkiej przemiany. Przemiana była rzeczywiście ogromna. Bella stała przed lustrem i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zdumiona patrzyła na swoje włosy, upięte za pomocą grzebieni i spływające do pasa w miękkich lokach, a także na cudowną suknię, która lśniła i szeleściła przy najlżejszym ruchu. Brakuje mi tylko pantofelków Kopciuszka, westchnęła, uśmiechając się do siebie. Nie powinna żywić złudzeń. Z drugiej strony, to miał być jej pożegnalny wieczór z Edwardem. Wiedziała, że gdy zegar wybije północ, nie będzie niczego żałować. W wielkiej sali balowej od dawna grała muzyka. Bella swoim zwyczajem wśliznęła się niepostrzeżenie i zaszyła w cichym kącie. Stamtąd w spokoju napawała się niezwykłą urodą i bogactwem wnętrza. Lustra, kryształowe żyrandole, girlandy kwiatów. A pod jedną ze ścian gigantyczna choinka, przybrana tysiącem szklanych aniołów, w których załamywało się światło. Edward czekał na nią. Kiedy wreszcie pojawiła się w drzwiach, z zachwytu oniemiał. Zapomniał się do tego stopnia, że bez słowa wyjaśnienia opuścił swoich rozmówców. - Na Boga, Bello! - szepnął, biorąc ją za ręce. - Wyglądasz olśniewająco - wykrztusił w końcu. Sprawdź - Becky, ależ... - No, weź. Miej ją zawsze przy sobie. - Ona tak wiele dla ciebie znaczy. Dlaczego mi ją dajesz? - Na szczęście. Nie zawsze będę cię mogła pocałować podczas gry. - Włożyła mu ostrożnie muszelkę w dłoń. - Będę się o ciebie martwić, Alec. - Niepotrzebnie. Wkrótce wrócisz do swojego domu, kochanie. - Dziękuję ci - szepnęła. - Za wszystko. Kiedy Becky rozpakowała rzeczy - rada, że znalazła się z dala od kuzyna i jego Kozaków - Alec poszedł do Reggetta, najlepszego klubu męskiego w Brighton, żeby zapewnić sobie wstęp na kilka partii kart z wysokimi stawkami. Zasiadł potem z Becky do obiadu w ogrodzie, pod pasiastym daszkiem, chroniącym przed słońcem, ustawionym przez służbę. - Służba, co prawda, trochę się zgorszyła - mówił - ale nie martw się tym. Jest lojalna i