- Nie zdradziła żadnej tajemnicy, prawda? - Laura zwraca się do Simona.

na nią z ukosa. – Mogłaś przecież nie zauważyć. Kate uśmiechnęła się wyrozumiale. – Dzięki, Joe. Ostatnio na nic nie mam czasu. Chciałam cię spytać, czy masz problemy z telefonem? Bo z naszym ciągle coś się dzieje. Joe zmarszczył czoło. – Nie, mój jest w porządku. Teraz ona spojrzała na niego ze zdziwieniem. – Od paru tygodni słychać jakieś trzaski na linii. Dzwoniłam do Bellsouthi przysłali nawet jakiegoś fachowca, ale powiedział, że w całej okolicy są kłopoty. Podobno dwa lata temu uszkodzono główną linię w czasie poszerzania drogi przy jeziorze. – A, jasne – powiedział. – Pewnie chodzi tylko o domy położone przy Lakeshore Drive. – Może masz rację. Ale zadzwonię do nich jeszcze... – Urwała, zaskoczona nagłą myślą, i uniosła dłoń do ust. Steve Byrd. Nareszcie skojarzyła, gdzie go widziała. To właśnie on naprawiał ich telefon. Przypomniała sobie tamten ranek i fachowca w kombinezonie, który pojawił się w ich domu. Nie, przecież zupełnie nie przypominał Steve’a http://www.profood.net.pl - Myszko, wszystko będzie dobrze. Wiem, że się boisz. Małe paluszki wpiły się w nią mocno. Kelly przywarła do niej. - Chcę do domu - powiedziała dziewczynka. Laurę paliły łzy pod powiekami. W tym głosiku tyle było żałości i bezradności. - Zawiozę cię do twojego nowego domu. Laura odgarnęła z czoła Kelly miękkie, lśniące włosy. Miały przed sobą długą drogę. Zaczęła się zastanawiać, ile czasu tutaj zostanie i czy kiedykolwiek będzie potrafiła wyjechać. Bo Laura wiedziała, że już pokochała tę małą, zagubioną dziewczynkę. Gdy tylko dom pojawił się w zasięgu wzroku, Kelly zachłysnęła

– Wziął głębszy oddech. – Kocham mój kraj i rodzinę – zadeklarował. – I zrobię wszystko, żeby chronić jedno i drugie. Luke słuchał tego wszystkiego z rosnącym zdziwieniem. Nie spodziewał się, że ktoś taki będzie mu mówił o miłości do kraju. Już wcześniej zdumiała go czułość, z jaką mówił o swojej rodzinie. A jednocześnie zdawał sobie sprawę, że w razie potrzeby ten facet Sprawdź będziesz się ze mną o to spierać. -Obiecaliśmy. -Lauro, a dziecko! Nasze dziecko. Musimy jechać do szpitala. -No, dobrze, dobrze. Ale nie ma pośpiechu. - Chwilę później zgięła się w pół, gdy złapały ją skurcze. - Może i jest. Jejku, twój syn jest tak samo natarczywy jak ty. Richard wziął ją na ręce i wsadził do samochodu. Po drugiej stronie ulicy stał oficer Lindsey. Wskoczył na motor i podjechał do nich. -Co powiesz na policyjną eskortę, Richardzie? Richard wskoczył za kierownicę. Ręce mu się trzęsły. -Dzięki, Mark. -Och, nie bądźcie śmieszni! - powiedziała Laura.