- A więc to ty

Wyszli z hotelu głównymi drzwiami. Milla pokazała swój kwitek parkingowemu. - Zostaw samochód - powiedział Diaz. - Pojedziemy moim. - Nie chcę z tobą jechać. - Możesz pojechać bez awantur albo robić scenyWybór należy do ciebie. Nawet na niego nie spojrzała, ale poszła za Diazem do granatowego jeepa liberty. I bez robienia scen czuła się wystarczająco podle, wolała nie rozważać, jak skończyłoby się harde odmówienie Diazowi. Czuła na skórze północny wiatr, o którym mówiono w prognozie pogody Już żałowała, że nie ma na sobie płaszcza. Skoncentrowała się na własnych dreszczach, wolała myśleć o tym niż o Diazie czy o rozmowie, która ją czekała. Położył jej walizkę z tyłu, obok swojej wielkiej podniszczonej torby Potem otworzył Milli drzwi pasażera i pomógł wsiąść. Słońce nagrzało wnętrze jeepa, w środku było całkiem przyjemnie. Choć Milla wolałaby dalej stać na wietrze, być gdzie indziej, w towarzystwie kogoś innego. Modliła się o siłę, o samokontrolę, o pomoc w tym, co zamierza zrobić. Musiała usunąć Diaza z głowy, skoncentrować się na Justinie, inaczej nigdy jej się nie uda. http://www.przedszkole-pobiedziska.pl/media/ „Szukać Diaza - powiedział jej starzec próbujący odwieść ją od szaleńczej misji - to jak szukać własnej śmierci". Lepiej trzymać się jak najdalej od niego. Diaz stał za tajemniczymi zniknięciami wielu ludzi. Albo przynajmniej o nich wiedział. Usłyszała, że ten jednooki nazywa się Diaz. A może inaczej: że jednooki pracuje dla Diaza. Nie, jeszcze inaczej: Diaz zabił jednookiego za to, że ten ostatni przez an43 29 pomyłkę porwał amerykańskie dziecko i tym samym narobił za dużo szumu. Milla słyszała dziesiątki takich historii. Ludzie bali się mówić o Diazie, ale ona wciąż cierpliwie pytała i w końcu dostawała jakąś

120 - Miejmy nadzieję, że wystarczy im rozsądku, by trzymać się razem. I że żadnemu nic się nie stało. I że ktoś z nich pomyślał, by przed wyjazdem zdradzić trasę wycieczki rodzicom lub przyjaciołom. Sprawdź gałka oczna, pamiętała ciepło krwi na rękach, gdy rozorała mu paznokciami policzek. Okaleczyła go, napiętnowała - i była z tego dumna. Nieważne, jak się drań zestarzeje czy zmieni, te ślady zostaną mu na zawsze. A teraz, po dziesięciu latach, widziała go jak na dłoni idącego w jej kierunku. Jego lewy oczodół był pusty, zasłonięty brzydko zabliźnioną powieką. Dwa głębokie ślady znaczyły policzek mężczyzny To był on. Oddychała z trudem. Płuca bolały, gardło paliło, oczy zaczynała przesłaniać czerwona mgła. Nie ruszamy się, jeśli przyjedzie więcej niż dwóch, mówiła Brianowi. Zresztą on też nie był głupi: wiedział, że we dwójkę na