zeskoczyć na tory.

- Nie potrzebuję żadnych wymówek. A skoro mowa o mojej dumie, to co z twoją? - odcięła się i, korzystając z jego zaskoczenia atakiem, dodała: - W końcu nie odrzuciłeś mnie, prawda? Szczera prawda, musiał przyznać, ale to niczego nie zmieniało. Żadna kobieta, która prowadziła takie życie, nie miała najmniejszego prawa wyglądać i zachowywać się jak ta tutaj. Nie miała prawa oczekiwać od niego ludzkich odruchów. Zamierzał jak najszybciej położyć temu kres. I to zanim spóźni się na spotkanie. - Koniec. Nie zamierzam więcej słuchać - powiedział. Przemierzył kuchnię i ujął ją za ramię. Czyżby zmienił zdanie i na przekór swoim słowom zamierzał zaciągnąć ją do łóżka? Bella aż osłabła na tę myśl i bezwolnie poddała się jego dotykowi. Edward spojrzał w jej zwróconą ku niemu twarz. Miała zamknięte oczy i rozchylone wargi, skóra lśniła blaskiem podniecenia. Byłem w błędzie, pomyślał cierpko. Ona nie jest zwyczajnie dobra w swoim zawodzie. Jest doskonała. Nie pamiętał kobiety, która potrafiłaby go podniecić tak szybko i tak silnie, a z pewnością niejedno i drugie naraz. Walczył ze sobą, żeby nie ulec, i aż się spocił z nadmiaru emocji. - Zapomnij - odepchnął ją gwałtownie, przytrzymując tylko za nadgarstek. Bella ocknęła się z rozmarzenia. - Zapomnieć o czym? - zapytała. - O tym że mnie obraziłeś? Najboleśniej jak to możliwe? - Wrażenie, jakie wywarła na niej jego bliskość, przeminęło i czuła teraz tylko wściekłość i niedowierzanie. - Zapomnij o planach na dzisiejszą noc – poprawił ją. - Bo na pewno nie spędzisz jej w moim łóżku. Na pewno nie. Bo to nie było jego łóżko, tylko jej. Była w posiadaniu dokumentów, które mogły to udowodnić. Przynajmniej taką miała nadzieję. Nie było innego miejsca, dokąd mogłaby pójść, i nie zamierzała pozwolić, żeby ten mężczyzna wyrzucił ją z apartamentu! - Puść mnie! Przez moment sądziła, że ją zignoruje, ale on przyciągnął ją bliżej. - Muszę teraz wyjść - rzucił - ale lepiej, żeby cię tu nie było, kiedy wrócę. Ostatnie, czego mógł sobie życzyć, było pokazanie się na ulicy z taką kobietą. Gdyby nie to, wyrzuciłby ją własnymi rękami. http://www.psychopedagogika.pl i przykro mi, że nigdy nie zobaczy efektu końcowego. - To będzie wspaniałe świadectwo jego życia - powiedziała Bella. - A właściwie obojga twoich rodziców. Stworzenie czegoś tak pięknego i kruchego w tak mało przyjaznym otoczeniu wymaga ogromnej wiary. - To samo można właściwie powiedzieć o miłości w małżeństwie - odpowiedział miękko. Bella popatrzyła na niego, odpowiedział spojrzeniem. Coś się zmieniło. Milczenie otuliło ich jak płaszcz, zamykając w niebezpiecznej bliskości. Gdyby teraz wziął ją w ramiona... Ale nie zrobił tego, tylko wstał. - Musimy wyjechać jak najszybciej – powiedział jak gdyby nigdy nic. ROZDZIAŁ DWUNASTY - Obawiam się, że będziemy musieli poradzić sobie sami. Moja gospodyni z mężem są na urlopie - powiedział Edward. Przyjechali do Mjenat przed kilkoma minutami i stali teraz na głównym dziedzińcu willi. Bella ukradkiem obserwowała otoczenie. Wysoki mur zapewniał zarówno prywatność, jak i bezpieczeństwo. Już kiedy wjechali do Doliny, zauważyła dyskretnie rozmieszczone kamery i Edward wyjaśnił jej, że w domkach, normalnie użytkowanych przez pracujących na miejscu, mieszka teraz pół tuzina policjantów. Dolina i jej mieszkańcy byli dobrze chronieni przed wizytami nieproszonych gości. Te słowa przypomniały jej, jak wygląda sytuacja. - Chyba zacznę się posługiwać twoim tytułem -powiedziała, kiedy pchnął skrzydło wysoko sklepionych, drewnianych drzwi.

- Trudno, będziesz musiała. - Flic otworzyła drzwi. - Sądząc po waszym wyglądzie, wszystkim przyda się dwugodzinna drzemka. - Czy Imo mówiła ci o telefonie Micka? - spytała nagle Chloe. - W sprawie starego Johna. Flic zastygła w progu, a potem bardzo wolno się odwróciła. - Co z nim? Kiedy Mick dzwonił? - spytała ostro. - Czemu nikt mi nie Sprawdź pewno są podatne na wstrząsy. - Wiem. - Tak sądzę. Nigdy nie brakowało ci wrażliwości. - Mam nadzieję. O Boże, naprawdę w to wierzę... Wyobrażam sobie, że takie dziewczynki... a właściwie już młode kobiety będą na dłuższą metę potrzebowały uwagi, tego, żeby trzymać ich stronę. Oczywiście mają matkę, ale naprawdę ufam, że pozwolą mi się z sobą zaprzyjaźnić. - Zawsze chciałeś mieć dzieci. Właśnie zdałem sobie sprawę... - Że będę miał własne? Zupełnie małe? - Matthew uśmiechnął się do tej myśli. - Kto wie, może... Rozmawialiśmy o tym, ale zgodziliśmy się, że nie ma pośpiechu. - Z ciszy, jaka zapadła, domyślił się, że brat rozważa znowu wiek Karoliny. - Na razie całą