Quincy uśmiechnął się ciepło. Jednak na twarzy psychologa malowało się powątpiewanie.

z tłoczonymi kwiatami, przewiązanym wstążką. Może więc był to prezent. Od żony dla męża, od szefa dla kolegi albo od córki dla ojca. Glenda popatrzyła na pięknie zdobione biurko Quincy'ego. Na blacie stał nowoczesny telefaks. Obok znajdował się skórzany fotel. Wszystko idealnie dopasowane, jakby zrobiła to dobrze wychowana żona dla męża praco¬ holika, kiedy jeszcze byli małżeństwem... Wyszarpnęła pierwszą szufladę. Pióra, ołówki, futerał na czeki Louisa Vuittona. Otworzyła niższą szufladę, potem kolejną. Na koniec wysunęła ostatnią. Znajdowały się w niej prawie nienaruszone trzy paczki papieru. Człowiek, który mało pisał, na pewno by je tu umieścił. Myliła się, jeśli chodzi o kwiaty i jedwabne wstążki. Kremowy papier sprzedawano w pięknym pudełku z drzewa sandałowego przewiązanym skórzanym paskiem. Papeterie Gepetto, import z Włoch. W opakowaniu znajdowało się dziewiętnaście arkuszy. - Och, Quincy - szepnęła Glenda, trzymając pudełko w dłoni. - Och, Quincy, jak mogłeś? 191 28 Portland, Oregon Kiedy Rainie się obudziła, Quincy'ego już nie było. Popatrzyła na czerwone http://www.psychoterapeuci.net.pl kobietą. Kulturalną, doświadczoną i samotną. W poniedziałkowy wieczór szła South Street w Filadelfii, nie zwracając uwagi na grupki roześmianych ludzi, którzy odwiedzali eleganckie butiki i sex-shopy. Minęła trójkę mocno wytatuowanych nastolatków, potem ustąpiła 29 drogi czarnej limuzynie. Tego dnia wyjątkowym wzięciem cieszyły się konne dorożki, co do zapachu ludzkiego potu i jedzenia smażonego na oleju dodawało odór końskich odchodów. Bethie świadomie nie zwracała uwagi na zapachy, a jednocześnie unikała kontaktu wzrokowego z innymi przechodniami. Chciała wrócić do swojego domu na Society Hill, żeby zaszyć się w nim wśród beżowych ścian i obitych jedwabiem kanap. Kolejny wieczór z telewizją kablową. Byle nie patrzeć na telefon. Byle nie myśleć o tym, żeby zadzwonił.

- Muszę iść. - Co mamy powiedzieć policji? - Powiedzcie, że zajmuję się córką, ale na pewno się odezwę. - Miejsce zbrodni - spróbowała na nowo. - Wiesz, że są pewne kwestie. Nie odezwał się ani słowem. - Quincy, to wszystko zostało ukartowane. Ty to wiesz i ja to wiem, ale Sprawdź netu pachnącego wodą kolońską. Na zewnątrz wył wiatr. Deszcz spływał po oknach. Drzewa pochylały się, zahaczając jedno o drugie. Grzmoty nadal było słychać, chociaż błyskawice pojawiały się coraz to dalej. Alarm pięć razy zaczynał piszczeć, kiedy następowały przerwy w zasilaniu. Najwyraźniej system awaryjnego zasilania nie był odpowiednio podłączony. Glenda była gotowa w każdej chwili połączyć się telefonicznie z firmą ochroniarską. Agenta specjalnego Montgomery'ego nigdzie nie można było znaleźć. Kiedy była w kuchni, telefon znów zadzwonił. Włączyła się automatyczna sekretarka i rozległ się głos. 156 - Śmierć, śmierć, śmierć, zabić, zabić, zabić, zamordować, zamordować, zamordować - nucił głos. - Śmierć, śmierć, śmierć, zabić, zabić, zabić,