- Jeszcze nie.

Pielegniarka wyprowadziła ich z pokoju i zamkneła za soba drzwi. - To morfina - powiedziała. - Czasami jest zupełnie przytomny, a czasami... có¿, traci kontakt z rzeczywistoscia. Prosze zrozumiec, to bardzo cie¿ko chory człowiek. - Czy mój ma¿ był tutaj? - spytała Marla, starajac sie nie myslec o reakcji Conrada. Zachowywał sie tak, jakby jej nienawidził. - Alex Cahill, wstapił tu mo¿e niedawno... z kims jeszcze? - Nie w czasie mojej zmiany, ale prosze zapytac w recepcji. Mo¿e ktos go zapamietał. W zasadzie goscie powinni wpisywac sie do ksia¿ki, ale niewiele osób sie do tego stosuje. 319 - My te¿ tego nie zrobilismy - powiedział Nick. Rozległ sie dzwiek dzwonka i nad drzwiami pokoju Conrada Amhursta znowu zapaliło sie swiatełko. - Widze, ¿e to jeden z tych jego dni. - Pielegniarka przeprosiła ich, odwróciwszy sie na piecie, wróciła do pokoju chorego. - Idziemy. - Nick wział Marle pod ramie i pociagnał za http://www.psychoterapiamikolow.pl na litosc boska. Rozdra¿niona wyszła na pusty, pogra¿ony w półmroku korytarz. Właczyła swiatło i rozejrzała sie wokół. Staneła przy poreczy schodów i wyte¿yła słuch. Na tle cichej muzyki dobiegajacej, jak zwykle, z głosników słychac było chwilami tylko rozmowe - wysoki głos Eugenii i ni¿szy, głebszy głos Nicka. Co za ulga. Marla omal nie usiadła na podłodze. Wszystko było takie jak zwykle. Nie słyszała ¿adnych kroków 213 na schodach ani czyjegos przyspieszonego oddechu, ani szczekania Coco, zaniepokojonej obecnoscia intruza. Nie usłyszysz wystrzału rewolweru ani brzeku tłuczonego szkła. Spójrz prawdzie w oczy, Marla. Ponosi cie wyobraznia.

zapomniec spotkania z Nickiem w ogrodzie i jego namietnego spojrzenia. Niezrecznie chwyciła ły¿ke i wło¿yła do ust troche gestej zupy z krewetek. Jej podra¿niony stresem ¿oładek zaczał sie buntowac. Rozmowa przy stole była sztywna i wymuszona. Alex Sprawdź hukiem. Samochód jechał w dół, z ka¿da chwila nabierajac predkosci i w koncu uderzył w barierke... A potem była ju¿ tylko ciemnosc. Pustka. - Marla! - W głosie Nicka usłyszała strach. Dłonia szarpał ja za ramie. - Marla! Marla otworzyła oczy. Była w furgonetce, w centrum San Francisco. Z Nickiem. Zapłakana i dr¿aca. - Ja... ja... - Z jej oczu ciagle płyneły łzy. Spojrzała na Nicka. - Przypomniałam sobie ten wypadek - powiedziała. - To 233 było straszne... tam cos było... - Ponownie zamkneła oczy i zobaczyła Pam. - Och, nie! Nie umieraj! Nie umieraj!