- Wszystko jedno. Zależało ci na niej, byłeś gotów przyjechać tutaj i okłamać mnie, i... i... - I zakochałem się w tobie - powiedział spokojnie. Nagle w pokoju zaległa cisza. - Zakochałeś się? - wyszeptała podejrzliwie. - Tak. Przewróciła oczami. - Daj spokój. - Zgoda, na początku było inaczej, miałem inne plany, ale przysięgam, Caitlyn, tak się stało. - Między tymi wszystkimi morderstwami, porwaniami, cholernymi kłamstwami?! Zejdź na ziemię, Adamie. - Zacisnęła szczęki. Zaledwie kilka dni temu dostrzegł w jej oczach błysk szczęścia. Teraz obawiał się, że nigdy więcej go nie zobaczy. - Przykro mi. - Włożył ręce do kieszeni dżinsów. - To dobrze. Ale i tak ci nie wierzę. - Posłuchaj, Caitlyn, naprawdę nie dziwię się, że jesteś zdenerwowana. - Starał się opanować i nie przekonywać jej na siłę, jak bardzo mu na niej zależy. - Posłuchaj, chcę, żebyś wiedziała. Wyślę do ciebie poleconym wszystkie notatki Rebeki, jej zapiski i dyskietkę. Zrobisz z tym, co zechcesz, przekażesz psychiatrze albo policji, jak uważasz. To cenne informacje. Twój przypadek jest wyjątkowy. Bardzo zainteresował Rebekę. Miała już nawet agenta i wydawcę. - Więc ona też traktowała mnie jak obiekt badań. - Caitlyn próbowała powstrzymać łzy. Udało się, ani jedna nie spłynęła po policzku. - I kosztowało ją to życie. - Nie wydaje mi się, żeby tak było od samego początku, ale przejrzysz wszystko i sama ocenisz. - Chciał dotknąć jej dłoni, ale wściekłość w jej oczach podpowiedziała mu, że to nie jest dobry pomysł. - Kiedy stąd wyjdziesz i będziesz chciała jeszcze o coś zapytać, z chęcią... - Nie sądzę - ucięła. Nie nalegał. Przeszła przecież prawdziwe piekło. - Będę czekał. - Naprawdę, nie rób sobie kłopotu. Uśmiechnął się lekko. - Żaden kłopot. - Wracaj do Wisconsin czy Ohio, czy skąd tam jesteś, i zostaw mnie w spokoju. - Czy tego naprawdę chcesz? - Tak. - Patrzyła na niego. - A skoro już zapytałeś, to powiem jeszcze, że chcę zapomnieć o tym koszmarze. - Zacisnęła usta. - Chcę odzyskać moją córeczkę. Chcę, żeby moje rodzeństwo i matka żyli. Chcę spotkać się z Kelly, a nie być nią... chcę, żeby to wszystko nigdy się nie zdarzyło, ale przecież się zdarzyło. Nie wiem jak, ale będę musiała nabrać do tego dystansu. I żeby poczuć się lepiej, naprawdę lepiej, będę potrzebowała czasu, mnóstwo czasu. - Mogę poczekać. - Daj spokój - powiedziała. - Nikt nie byłby w stanie czekać tak długo. Dotknął jej dłoni i delikatnie uścisnął. - Przekonasz się.

Coraz niżej, niżej, w ocean czarny jak noc. Słona woda zamykała się wokół niego, zrzucił z nóg buty, ściągnął marynarkę, otwartymi oczami wpatrywał się w odmęty bezgranicznego Pacyfiku. Nic! Wstrzymywał oddech, szukał, wiedząc, że musi tu gdzieś być. Gdzieś blisko. Gdzie jesteś? Na miłość boską, Jennifer! Czuł, że dłużej nie wytrzyma, kopał z całej siły, płynął w górę, ku powierzchni. Zaczerpnął powietrza i zaklął głośno. Gdzie ona się podziała? Gdzie, do cholery? Odgarnął włosy z oczu, zaklinając Jennifer, by się pokazała. Chodź, chodź! Daruj sobie, Bentz, drwił jego umysł. Nie ma Jennifer. Nie istnieje. Wiesz o tym. Uganiasz się za tworem własnej wyobraźni. Poczuł strach zimny jak ocean. Odbija mu, tak jest. O Boże... Nie poddawaj się! Widziałeś ją! Płynąc, patrzył dokoła – pod molo, na plażę, w mrok. Nigdzie ani śladu kobiety w czerwonej sukience. W ogóle nikogo. Odwróciwszy się, popatrzył na wszystkie strony. Na darmo. Gdzie ona się podziała? Nad głową Bentza krzyczeli ludzie. Pozwolił, by przypływ zepchnął go pod molo. Płynął, http://www.rally-cars.com.pl zaczepki, kiedy był w domu. Może powinna go spuścić i poszczuć nim szczurowate psinki sąsiadów. Nie znosi ich. Kątem oka dostrzegła ruch. Co? Coś ciemnego. Cień na skraju patio. Czyżby? Poczuła dreszcz strachu. Rozglądała się, patrzyła na dom, tłumaczyła sobie, że nic się nie dzieje, że nie ma się czym martwić. A jednak... Tuż za kręgiem światła znowu dostrzegła ruch, jakby coś skradało się w zaroślach. Z bijącym sercem wpatrywała się w mrok, powtarzała sobie, że jest tchórzem, że staje się podobna do wiecznie przerażonych idiotek, którymi tak gardzi, i wtedy znowu to zobaczyła.

– Jezus Maria! – Bentz usiadł gwałtownie. Ogarnęło go przemożne uczucie deja vu. Bliźniaczki? W dwudzieste pierwsze urodziny? Zmieniło się ujęcie i teraz patrzył, jak detektyw Andrew Bledsoe, kilka kilogramów cięższy niż pamiętał, z nitkami siwizny w ciemnych włosach, rozmawia z dziennikarką. Bledsoe, poważny i zmartwiony, nie powiedział nic ważnego, ale Bentz znał prawdę. Opadł na poduszki. Zrobiło mu się niedobrze. Policjanci niewiele mówią, ale on umie Sprawdź Wiedziałem, że znaleźli jej dokumenty, ale nie chciałem w to uwierzyć. – Otarł pot z czoła wierzchem dłoni. – Trzeba zawiadomić jej męża. Chyba ja to zrobię. – Pojadę z tobą – zaproponowała Martinez. Lękliwie spojrzała na ciało na wózku. – Co za koszmar. Mam tylko nadzieję, że już nie żyła, kiedy ten świr podpalał samochód. – Oby. – Hayes skinął głową. Po raz ostatni spojrzał na wózek. – Chodźmy stąd. Zawiozę cię do wypożyczalni, jeśli jeszcze jest otwarta, a potem przekażemy Jerry’emu Petrocelli złe wieści. – Westchnął. – Boże, jak ja tego nienawidzę. – Ja też – przyznała się Martinez. Blade światło świtu zaglądało przez niewielki bulaj, który O1ivia zobaczyła dopiero teraz, wraz z pierwszymi promykami słońca. Pod osłoną nocy stateczek przejęły gryzonie. Szumom i skrzypnięciom starej łodzi towarzyszył odgłos małych łapek stukających w drewniane deski. W pewnym momencie, przed świtem, wydawało jej się, że ktoś wszedł na pokład. Ale nawet jeśli tak, nikt nie zajrzał na dół mimo jej krzyków i błagań.