nich w rozwichrzoną czuprynę. Chciała cofnąć czas jeszcze o dziesięć godzin, kiedy układała

– Odłóż kamyczek, sługo Boży – powiedział chłopak jak malowanie, przyglądając się ciekawie wielkiemu mnichowi i leżącej u jego stóp młodej kobiecie. – Chodź no tutaj, natrę ci uszu, żebyś wiedział, jak obchodzić się z damami. Wygłaszając te zuchwałe słowa, był po prostu wspaniały: szczupły, zgrabny, z kpiącym uśmieszkiem na subtelnych wargach. Dawid rzucający wyzwanie Goliatowi – takie porównanie przyszło do głowy oszołomionej tempem wydarzeń wdowie Lisicynej. Lecz, przeciwnie niż w biblijnym pojedynku, kamień trzymał w ręce nie piękny bohater, tylko olbrzym, który z głuchym rykiem obrócił się i rzucił pocisk w niespodziewanego świadka. Ciężki kamień na pewno zbiłby blondyna z nóg, ale ten zwinnie się usunął i głaz uderzył w skrzydło otwartych drzwi, roztrzaskał je na dwoje, po czym spadł na ganek, stoczył się po trzech stopniach i ugrzązł w błocie. – Ach, więc tak! No to czekaj, długopoły. Twarz rycerza z drwiącej zmieniła się w zdecydowaną, podbródek wysunął się do przodu, oczy błysnęły stalą. Cudowny obrońca przyskoczył do mnicha, przyjął elegancką bokserską postawę i obsypał szeroką mordę kapitana gradem celnych, soczystych ciosów, które niestety nie zrobiły na Jonaszu żadnego wrażenia. Drab odmachnął się od natarczywego przeciwnika jak od dokuczliwej muchy, potem chwycił go za ramiona, uniósł w górę i odrzucił na dobre dwa sążnie. Przyglądająca się walce dama tylko jęknęła. http://www.rehabilitacjadzieci.net.pl/media/ I Berdyczowski – taka to widać była noc – zdradził serdecznemu przyjacielowi wszystkie tajemnice śledztwa: opowiedział i o Aloszy Lentoczkinie, i o Lagrange’u, i oczywiście o swojej misji. Słuchacz tylko wydawał okrzyki zdziwienia. I kiwał głową. – Przysięgam panu – powiedział na zakończenie Matwiej Bencjonowicz i podniósł rękę, jakby składał przysięgę w sądzie – że ja natychmiast, od razu teraz, udam się do tej diabelnej chatynki zupełnie sam, doczekam północy i wejdę tam tak, jak weszli Aleksy Stiepanowicz i Feliks Stanisławowicz. Gwiżdżę na to, że może niczego nie znajdę, że wszystko to zabobony i łgarstwa. Najważniejsze, że przezwyciężę swój strach i w ten sposób odzyskam dla siebie szacunek! Lew Nikołajewicz zerwał się i wykrzyknął z zachwytem: – Jakie to wspaniałe, to, co pan powiedział! Ja na pańskim miejscu postąpiłbym dokładnie tak samo. Tylko wie pan, że... – Porywczym ruchem chwycił Berdyczowskiego za łokieć. –

później znaleźli się na parkingu. Z miejsca, gdzie stali, budynek motelu wyglądał jak różowa litera V. – Gdzieś ty mnie przywiozła? – Agent znalazł wejście do swojego apartamentu i wsunął klucz do zamka. – Miejscowy koloryt – odparła Rainie. – Tylko turyści zatrzymują się w motelu numer 6. – A nie mógłbym być po prostu turystą? Sprawdź Oczy Rainie rozbłysły mocniej niż zwykle. Pociągnęła głośno nosem. Quincy wiedział, że policjantka z całych sił stara się nie rozpłakać. Taktownie odwrócił wzrok. – Zdumiewające – odezwał się po chwili. – Z jednej strony te potworne zbrodnie budzą strach przed tym, co w człowieku najgorsze. No, bo co to za społeczeństwo, gdzie dzieci strzelają do swoich kolegów? A z drugiej strony wyzwalają się w nas ludzkie odruchy. Akty odwagi. Jedni pomagają drugim przeżyć, sanitariusze ruszają na ratunek, nauczyciele narażają życie, żeby unieszkodliwić sprawcę. Brat osłania siostrę własnym ciałem, kobieta udziela pierwszej pomocy obcemu dziecku, tłumiąc strach o własne. Wstrząśnięci ludzie wysyłają kwiaty, wiersze, świeczki, by dać rodzinom ofiar do zrozumienia, że nie są osamotnione. Teraz Bakersville jest w myślach i modlitwach całego świata. Rainie otarła kąciki oczu i zamrugała kilka razy powiekami. – Wczoraj – powiedziała zduszonym głosem – rozeszła się wiadomość, że szpital potrzebuje więcej krwi dla ofiar. Bractwo Elk natychmiast udostępniło swoją siedzibę