- Wierzysz, że w życiu warto czekać.

niewidzącym wzrokiem. W głowie kłębiły mu się rozmaite myśli, targały nim sprzeczne uczucia. Do diabła, wcale nie miał ochoty odchodzić. Czuł się tutaj bezpieczny. Bezpieczny, otoczony opieką, ważny. Trochę jak... Tak, trochę jak u matki. A jakże. A za chwilę poczuje nóż w plecach. Odwrócił się ku niej i zapytał porywczo: - Dlaczego ty nie masz żadnych przyjaciół, Lily? Nikt cię nie odwiedza, nikt nie dzwoni. Jeśli już gdzieś wychodzisz, to albo do kościoła, albo po zakupy. Dlaczego? Kiedy zaplotła dłonie, Santos zauważył, że drżą nieznacznie, chociaż na jej niewzruszonej twarzy malował się absolutny spokój. - To dla ciebie takie ważne, Todd? - Dlaczego traktują cię jak trędowatą, Lily Pierron? Dlaczego na twój widok dzieci szepczą sobie coś na ucho? Dlaczego kiedy idziesz ulicą, ich matki przechodzą na drugą stronę? Dlaczego na mszy zawsze siedzisz sama? Nie odwróciła wzroku, nie próbowała się bronić. Tylko skurcz bólu przemknął przez jej twarz. - Może ty mi powiesz, dlaczego. - Dobrze. - Santos zatoczył ręką. - Według mnie tutaj był kiedyś burdel, a ty byłaś szefową tego interesu. Lily lekko drgnęła, to była cała jej reakcja. Czuł obrzydzenie do samego siebie, żałował wypowiadanych słów, ale mówił dalej, jakby na przekór sobie: - Nic dziwnego, że sąsiedzi cię nie lubią. Nie chcą mieć do czynienia z burdelmamą. Trzymasz mnie tutaj, bo nikt inny nie zgodzi się u ciebie pracować. Przez długą chwilę nic nie mówiła. Wpatrywała się w niego martwym wzrokiem, jakby przez lata nawykła do cierpienia, jakby oczekiwała słów, które właśnie padły. - To wszystko, Todd? Chciał, żeby coś powiedziała, żeby go zrugała za jego bezczelność. Może wtedy nie czułby się jak ostatni łajdak, może ustąpiłby ten bolesny ucisk w gardle. Zrobił krok w kierunku Lily. http://www.reologiawbudownictwie.info.pl/media/ rzeczą jest wygląd. - Mogłabyś wyrażać się ściślej - wtrącił hrabia, unosząc brew. - Wygląd to twoja jedyna... - Ma pani siedemnaście lat? - przerwała mu Alexandra. Wolałaby, żeby zajął się jedzeniem. Mężczyzna łypnął na nią z ukosa, po czym sięgnął po gazetę i rozpostarł ją przed sobą. Odebrała to jako znak, że będzie starał się zachowywać przyzwoicie. Po tym pierwszym małym zwycięstwie przebiegł ją dreszcz. - Za pięć tygodni kończę osiemnaście. Rose zerknęła płochliwie na zadrukowaną płachtę, która chroniła ją przed wzrokiem kuzyna, i sięgnęła po tost. Odchylając mały palec, ugryzła spory kęs. Alexandrze od razu przyszedł na myśl Szekspir atakujący but. Skrzywiła się. - Gdzie jest pani Delacroix?

jeszcze wolne miejsce w swoim karneciku? Widząc przerażone spojrzenia, jakie między sobą wymieniły, zrozumiał, że popełnił błąd. Dał im możliwość odmowy. Winę od razu zrzucił na Alexandrę Gallant. To przez nią stal się taki uprzejmy wobec młodych osóbek, wręcz ugrzeczniony. Postanowił działać, zanim uciekną. - Panno Perkins, z pewnością zostawiła pani dla mnie kadryla. A panna Carlton walca. Sprawdź - Karolina chyba cię polubiła. - To wspaniałe dziecko - przyznała Klara, czując, iż ogarnia ją fala gorąca. Bryce miał podobne wrażenie. Ciągnęło go do niej zupełnie tak samo jak w Hongkongu. Była tak blisko, a jednak nie powinien jej dotykać. Nim wyciągnął ręce, odwróciła się i wyszła z pokoju. Oparł się o drzwi i patrzył za nią. Po chwili ruszył do swojego gabinetu i spędził tam resztę dnia. Zajęty pracą, nie słyszał żadnych dźwięków, które dobiegałyby z innych części domu. Gdy spojrzał na zegarek, zorientował się, że upłynęło dużo czasu, odkąd nie widział Karoliny ani jej opiekunki. Jak mógł być tak nieostrożny? Nie znał tej kobiety, a powierzył jej dziecko na tyle godzin. Przerażony wybiegł z gabinetu i rozejrzał się po korytarzu. Przez głowę przebiegały mu różne myśli. - Klaro! - zawołał. - Tu jestem - odpowiedziała. - Gdzie? - W kuchni. Biegiem dopadł kuchennych drzwi i zamarł. Karolina siedziała na swoim krzesełku, wpychając płatki do buzi. Klara stała przy kuchni i wyglądała niezwykle ponętnie. Przebrała się w bawełnianą bluzeczkę i króciutkie szorty. Poruszała się z gracją, sprawdzając coś w piecyku i nastawiając zegar kuchenki mikrofalowej. Od czasu do czasu spoglądała na dziecko. Zachowywała się tak, jakby nie było go w pobliżu. Bryce zastanowił się, od jak dawna nie miał kobiety. Upłynął niemal rok, odkąd ożenił się z Dianą. Podczas ślubu ona była w drugim miesiącu ciąży, a kiedy okazało się, że to trudna ciąża, przestali ze sobą sypiać. Potem w ogóle nie interesował się kobietami. Tak było do tej pory. Ale i Klary nie powinien brać pod uwagę. To zły pomysł. Pokręcił głową i zbliżył się do córeczki, - Dobrze spałaś, księżniczko? - zapytał. Dziecko wyciągnęło do niego rączkę i podało trochę płatków. Spróbował. - Odważny jesteś - zauważyła. - Jeść z takiej brudnej łapki. - Wszystko bym dla niej zrobił. - Bryce pocałował dziewczynkę.