wypadkach, które są przyczyną opóźnień na linii.

Chloe. Zuzanna zaprowadziła go do kuchni, posadziła na krześle i znalazła czystą ściereczkę. Sylwia, która poszła za nimi razem z wnuczką, pobladła nagle i osunęła się na drugie krzesło. - Nic ci nie jest? - wykrztusił Matthew. - Mnie? - Zaśmiała się chrapliwie i pokręciła przecząco głową. Patrzyła, jak Zuzanna kuca przy nim i bada ranę. - Bardzo źle to wygląda? Głęboka ta rana? - Mam nadzieję, że tak - powiedziała mściwie dziewczynka. - Chloe, na miłość boską... - Dość głęboko utkwiło - orzekła Zuzanna. - Naprawdę nie wolno go wyciągnąć? - Ta zasada dotyczy raczej długich ostrzy, więc... - Zuzanna przyjrzała się jeszcze raz i poruszyła niepewnie piórem. - Wyciągaj! - zdecydował Matthew. - Po prostu wyjmij to świństwo i już. - To kara za moją mamę, za moje siostry i mój dom - wyjaśniła ze złością Chloe, trzęsąc się cała. - Za to, że mi wszystko odebrałeś. - Obróciła się z zalaną łzami twarzą do babki. - Może teraz zamkniecie i mnie także. - Chloe... - zaczęła Sylwia, ale nie mogła dokończyć. http://www.restauracjabracka.pl - Ale on jest stanowczo za młody na prawo jazdy. - No właśnie. Karolina odłożyła robotę i wstała. - Pójdę do niej. - Wyglądała na skonsternowaną. - Nawet nie wiedziałam, że ona się jeszcze z nim spotyka, tym bardziej dzisiaj. Mówiła, że chce wpaść do Annie Pereira. - Porozmawiaj z nią, Karo... tylko wiesz co? Stała już przy drzwiach. - No co? - Nie daj się wpuścić w maliny. Mając w pamięci ich ostatnią rozmowę, mógł się spodziewać takiego rezultatu, mimo to aż mu zaparło dech w piersiach. Imogen wszystkiemu zaprzeczyła. Nic z tego, co Matthew

Wyglądało to niezaprzeczalnie jak cela więzienna. Izabela chodziła po mieszkaniu, nie zważając na żałosne skomlenie Kahlego, który drapał w tylne drzwi, domagając się wypuszczenia. Musiała pilnie rozmówić się z Matthew, ale nie przez telefon. Nawet gdyby udało jej się złapać teraz Sylwię, nie chciała jej obciążać tą sprawą bez wsparcia ze strony Matthew. Sprawdź po murach i wysoko nad balustradą pięła się bugenwilla. Podłogę wyłożono kamienną posadzką, a całość ozdobiono markizami, które chroniły przed nadmiarem słońca tych, którzy właśnie spożywali tam posiłek lub po prostu wypoczywali. Tempera miała wrażenie, że ludzie czują się tam jak w orlim gnieździe — wysoko ponad światem, pewni i bezpieczni. Wszyscy lokaje byli teraz zajęci, usługiwali do stołu. Służące zapewne posprzątały już w salonie i na pewno nie było tam teraz nikogo. Na taką właśnie okazję czekała Tempera. Wzięła obraz i bardzo ostrożnie zeszła po schodach. Jeśli po drodze kogoś spotka, powie, że jej pani zgubiła