- I?- ponaglił ja.

Marla jekneła z ¿alem, ale wiedziała, ¿e Nick ma racje. I tak wiele ryzykowali. I nie mieli czasu do stracenia. - Mam ci du¿o do powiedzenia - powiedziała, zagryzajac wargi. -Bardzo du¿o... - Ja tobie te¿. Chodz. - Stary sie zawinał - powiedział, stojac w swojej ulubionej budce telefonicznej u stóp wzgórza, na którym ten bogaty duren miał swój dom. Mgła rzedła, swieciło słonce. W kafejce po drugiej stronie ulicy podnoszono rolety. - Co? Skad wiesz? W głosie tego drania wyraznie pobrzmiewała nutka strachu. Bardzo dobrze. - Pomogłem mu troche. Ju¿ mnie znudziło czekanie. - Cholera, mówiłem ci, ¿ebys nic nie robił. - Powiedziałes, ¿e musimy zaczekac, a¿ stary sie zawinie. No to własnie kopnał w kalendarz. - Policja nas dopadnie! - Nigdy sie nie dowiedza. Lekarz dał staremu tlen na noc, a ja go tylko odłaczyłem. 414 http://www.sluby-zakopiec.com.pl/media/ czterdziestodwulatek, odnoszacy sukcesy prawnik i biznesmen naprawde mógł sie podobac. Ale było w nim cos fałszywego, pod warstwa dobrych manier i wystudiowanego wdzieku wyczuwało sie jakis chłód - mo¿e nawet okrucienstwo, którego nie było w stanie ukryc doskonałe wykształcenie, dobre wychowanie ani kosztowne stroje. A mo¿e to wszystko jest tylko w twojej głowie. Tak czy inaczej, Marla, musisz sie tego dowiedziec. A Alex na pewno ci w tym nie pomo¿e. Nikt ci w tym nie pomo¿e. Wje¿d¿ali na wzgórze. Kierunkowskazy migały w oknach samochodu. Stanyan, Parnassus, Willard... słowa te wydawały jej sie znajome, ale nie były. Nazwy ulic, które bedzie musiała poznac. Mimo ¿e Lars był zawsze do jej dyspozycji, Marla nie

wszystkimi. - Naprawde? - Eugenia uniosła jedna brew ponad górna oprawke okularów. - Na pewno ju¿ mo¿esz? Doktor Robertson mówił, ¿ebys jak najwiecej odpoczywała. - Nic mi nie bedzie... jesli tylko moja porcja zostanie wczesniej zmiksowana. Sprawdź Chrząknęła i zauważył wahanie w jej oczach, które przez tyle lat nie zdradziły prawdy. - Nie było powodu. To znaczy, nie miało sensu cię kłopotać... - Kłopotać? Uważasz, że nie powinienem był wiedzieć, że będziesz miała ze mną dziecko? - Jak ona mogła patrzeć mu prosto w oczy? - Jeśli ja byłem ojcem... - Byłeś. Jesteś. Prychnął pogardliwie. - Co ukrywałaś, Shelby? - Nic - pokręciła głową, kładąc ręce na biodrach. - Już nie ma nic do ukrycia. I nie przyjechałam tutaj, żeby się kłócić. - Ja tylko chcę wiedzieć, dlaczego mi nie powiedziałaś. - Musi znać odpowiedź. Nie odpuści tak łatwo. Na miłość boską, przecież rozmawiają o jego dziecku! - Myślałam, że dziecko umarło. - Ale musiałaś wiedzieć co najmniej przez siedem, osiem miesięcy, że nosisz je w sobie.