jednak chybiony strzał.

157 zadowolenia z ich życiowego sukcesu. Lubili te same filmy, słuchali tej samej muzyki, w wyborach też głosowali tak samo. Mieli nawet ten sam ulubiony uniwersytecki zespół futbolu amerykańskiego: Ohio State Buckeyes. Co zatem mogło pójść nie tak? Susanna zamknęła za sobą drzwi garażu i weszła do domu. Wprowadziła odpowiedni kod na panelu systemu bezpieczeństwa, wyłączając alarm. Kochała chwilę powrotu do domu: widok gustownie urządzonych pokoi pachnących świeżą czystością i egzotycznym potpourri pozwalał jej zapomnieć o zapachach szpitala. Było jeszcze wspanialej, gdy czekał na nią Rip. Ale to ostatnio zdarzało się nader rzadko. Najbardziej prawdopodobny scenariusz był zarazem najbardziej banalny: inna kobieta. Oczywiście pielęgniarka. Czyż nie tak właśnie się to zazwyczaj odbywało? Szanowany lekarz wkracza w wiek średni, zaczyna czuć się kiepsko i znajduje sobie młodszą kobietę, która ożywia jego życie seksualne. Ich historia różniła się od tej najbardziej typowej o tyle, że w przypadku rozwodu Rip nie musiałby płacić Susannie alimentów - oboje zarabiali mniej więcej tak samo. http://www.stomatologwarszawa.edu.pl atrakcyjny się wydawał. Żaden oprócz Diaza. Pragnęła go. Tak, powinna chyba iść z tym do psychiatry, ale pragnęła go. Milla oczekiwała jakiegoś wynajętego samochodu osobowego, może cięższej maszyny, ale to, co ujrzała, było zaiste niecodzienne. Potężna czarna półciężarówka z napędem na cztery koła, z tak wysokim zawieszeniem, że Milla poważnie zastanawiała się, jak w ogóle wejść do kabiny. Nawet w spodniach. Diaz wrzucił bagaże na tył samochodu, po czym otworzył drzwi. - Skąd wytrzasnąłeś taki sprzęt? - spytała Milla, patrząc na wielkie światła zamontowane na dachu szoferki. - Przecież chyba go nie wynająłeś? - Pożyczyłem od znajomego - odparł, chwytając ją w pasie i podsadzając do kabiny.

krwi, ale wtedy zobaczyła, że dół sukienki też jest już zaplamiony Pojechali na parking za marketem, z dala od hord kupujących; zaparkowali w takim miejscu, by mieć choć trochę prywatności. Milla zaczęła odpakowywać gaziki, ale Diaz wyjął jej wszystko z rąk, mówiąc: - Siedź spokojnie. Sprawdź lotniczą i wyruszyła już prosto do Boise. Diaz czekał, a serce Milli zadrżało mocno na jego widok. Miał na sobie to, co zwykle: dżinsy i te swoje buty na grubej podeszwie. Chociaż nie, była różnica: miał również narzuconą na T-shirt koszulę z długimi, podwiniętymi na przedramionach rękawami. Stał na uboczu, z dala od ludzi czekających na swoje bagaże. Wyraz jego twarzy był nieprzenikniony jak zwykle. Kilka osób rzucało w jego stronę niespokojne spojrzenia, choć Diaz nic przecież nie robił. Po prostu stał. - Czego się dowiedziałeś? - zapytała Milla niecierpliwie, stanąwszy przed nim. Przez całą drogę zastanawiała się Z niepokojem, kogo przyjdzie im spotkać i co ten ktoś będzie wiedział o porwaniach. - Powiem ci po drodze. Zarezerwowałem dla nas pokoje w