prawdę chodzi? Choć paraliżował ją strach, wiedziała, że jeżeli teraz nie powie mu prawdy, nigdy więcej się na to nie zdobędzie. Czuła się jak pilot kamikadze, który lada moment zginie. - Miałam z Chadem romans - wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Ty? I Chad? - Nie mógł uwierzyć. - Jamie jest synem Chada. Scott wyglądał tak, jakby strzeliła do niego ślepym nabojem. - Jamie jest synem Chada? - powtórzył z niedowierzaniem. Jego błękitne oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. - Chcesz mi powiedzieć, że twój mały synek jest Galbraithem? Willow skinęła głową. Szykowała się na wybuch z jego strony. Dopiero niedawno zdała sobie sprawę, że nie miała prawa trzymać Jamiego z dala od rodziny Chada. Teraz będzie musiała ponieść konsekwencje swojego postępowania. - O mój Boże, Willow! — zawołał. - Czy to jest ta tajemnica, która miała nas rozdzielić? Wręcz przeciwnie! Fakt, że twój syn jest Galbraithem, może nas tylko do siebie zbliżyć! - To nie wszystko... http://www.stomatologwroclaw.net.pl/media/ - Właśnie. Nie znalazła go przecież w książce telefonicznej. - A i on nie ryzykowałby dla kogoś, kto przychodzi z ulicy. - Dla dużej kasy mógłby. Znam sukinsyna. - Ile mógł żądać? - Jackson złączył palce. - Jak myślisz? - Zdobędziemy dowody. Wiemy, że coś ich łączy. Dowiemy się, co było w kopercie. Liz przysłuchiwała się tej wymianie zdań w milczeniu. Czuła się jak piąte kolo u wozu. Wyłączona z gry. Odchrząknęła i wstała. - Rozmawiajcie, zostawiam was. Chciałam tylko... - przerwała, w obawie że wybuchnie płaczem, że jeszcze chwila, a skompromituje się łzami. Santos także się podniósł. - Liz, nie wiem, jak mam ci dziękować. Nie mam pojęcia, co bym zrobił, gdyby nie... - Daj spokój. Nie ma sprawy. - Nigdy ci tego nie zapomnę. Jestem twoim dłużnikiem. Pokręciła głową. - Nie, Santos. Nie jesteś. Nie zrobiłam tego dlatego, że ci... wybaczyłam. Nie zrobiłam tego dlatego, żeby ci pomóc, ani dlatego że cię... kocham. - Głos jej się załamywał. - Zrobiłam to dlatego, że tak zrobić należało. Ponieważ jesteś świetnym gliną. I dlatego też, że gdybym wam tego nie powiedziała, nie miałabym spokojnego sumienia.
Markiz mruknął coś pod nosem, ale dał spokój. - Frome, może filiżankę herbaty? - zapytał. - Panna Stoneham panu naleje. - Nie, milordzie, dziękuję. Muszę wracać. Obiecałem Staremu Batesowi, że do niego wpadnę. Biedak czuje się ostatnio coraz gorzej, i gorzej. - To suchoty, prawda? - Tak jest, to już trzeci z jego rodziny w tym roku. - Pokiwał głową ze smutkiem i podniósł płaszcz. - Czy możemy jakoś im pomóc? - Markiz spojrzał na Clemency. Sprawdź Jeśli będzie mądra, szybko nauczy się go zadowalać. Mark miał nadzieję, że do czasu powrotu z Paryża stanie się ślicznym i uległym stworzeniem, jakiego mógłby pożądać każdy mężczyzna. Wrócił do Candover Court i napisał adresowany do siebie list, pilnie wzywający go do domu. Wymagało to niejakich przemyśleń, bo z pewnością nie chciał podróżować z Oriana, która, jak się domyślał, sprzeciwi się jego planom. Zdecydował w końcu, że wyraźnie pogorszy się stan zdrowia jego ojca chrzestnego. Ponieważ Mark był znany jako główny beneficjent tego dżentelmena, jego niepokój i chęć bycia przy łóżku chorego nie będą wymagały komentarza. Zakończył list, zakleił i zaadresował na swoje nazwisko zmienionym charakterem pisma, po czym wezwał służącego. - Chcę, by dostarczono mi to jutro rano - powiedział. - Oczywiście, jaśnie panie - odparł kamerdyner bez¬namiętnym tonem. Bynajmniej go to nie zaskoczyło. Nie przywykł do mieszkania w takim domu i warunkach, zastanawiał się więc, jak długo pan Baverstock tu wytrzyma. - Czy mam powiadomić Elizę, jaśnie panie? - Nie. Panna Baverstock zostaje, przynajmniej jeszcze na jakiś czas. - Och! - W głowie służącego roiło się od przypuszczeń. - Dopilnuj tylko spakowania moich rzeczy. Wyjeżdżamy w niedzielę rano. - Dobrze, proszę pana. - I na razie nie puszczaj pary z ust. Mark rzucił mu pół korony i udał się na poszukiwanie siostry. W środę po południu, gdy wróciła z przejażdżki z lady Heleną, była w paskudnym humorze i bardzo niechętna do podejmowania jakichkolwiek kroków. Mark miał nadzieję, że dzień odpoczynku nieco Orianę uspokoi. Gdy spotkał ją w salonie, przynajmniej z początku nie wydawała się bardziej uległa.