Po odejściu Nity Mark przejrzał inne strefy stanu jej posiadania - szukał czegoś, co dałoby mu jakieś pojęcie, kto ponosi odpowiedzialność za to, co się tu dzieje. Zatoczył ręką koło obejmujące stajnie, gdy nagle skupił uwagę na czymś leŜącym na ziemi przy stodole. Przykląkł. To coś znajdujące się w zaroślach było strzykawką, typową, taką jakiej uŜywa się w szpitalach. Westchnął na myśl, Ŝe to ta sama strzykawka, albo taka sama, którą ktoś zamordował Jonathana Devlina. ROZDZIAŁ SZÓSTY - Idę do szkoły, Mark. Mark uniósł wzrok znad listy nazwisk, którą dała mu Nita Windcroft. Od ostatniej rozmowy stosunki między nim i Alli jeszcze bardziej się pogorszyły. W drodze powrotnej z farmy zamienili chyba nie więcej niŜ dwa słowa. Wyglądał przez okno. Było juŜ prawie ciemno i zrobiło mu się przykro na myśl o tym, Ŝe będzie sama szła do domu. Przypomniał mu się jej wypadek samochodowy i wyjął z kieszeni dŜinsów kluczyki. - Weź moje auto - powiedział. Alli spojrzała na niego, po czym spytała ze zdziwieniem: - Dlaczego? - Dlatego Ŝe jest w znacznie lepszym stanie niŜ twój samochodzik, bo na http://www.tenfizjoterapeuta.com.pl/media/ - Nie widzę sensu, by ciągnąć tę rozmowę - rzuciła z gniewem Clemency. - Cokolwiek bym powiedziała i tak mi pan nie uwierzy. - Stwierdzam tylko, że świadomie chciała mnie pani wystrychnąć na dudka - oznajmił cierpko Lysander. - Co to było, próba sprawdzenia, czy ślub z markizem jest wart pani sakiewki? - Co takiego? - wrzasnęła Clemency. - Jeśli uważa mnie pan za wulgarną pannę polującą na pieniądze i tytuł jestem zdziwiona, że nie zostawił mnie pan na łasce swojego przyjaciela Baverstocka. Jedyne, co mi można zarzucić, tal że w bardzo trudnej sytuacji osobistej - której pan najwyraźniej nie dostrzega - użyłam cudzego nazwiska. I za to zostałam osądzona, znieważona i skazana. - Pani znieważona? - zdumiał się markiz. - A co ze zniewagami, na które naraziła mnie pani ucieczka? Pani matka wpadła w histerię, a mnie z ciotką pozostał tylko tępi list! - Lysander wskazał z niesmakiem pogniecioną kartkę. Nie zapomniał upokorzenia, jakiego doznał tamtego popołu¬dnia. Nie zamierzał też pozwolić pannie Hastings, by wymazała to z pamięci. - I co mam teraz powiedzieć lady Helenie? - dodał z sarkazmem. - Że panna Hastings-Whinborough, która już raz ją obraziła, teraz śmieje się za jej plecami? - Pan wszystko przekręca! - krzyknęła Clemency z rozpaczą. - Nie pozwala mi pan niczego wyjaśnić, zniekształca pan każde słowo. Nie mogę tu dłużej zostać! - Po policzkach spływały jej łzy, gdy wypowiadała te słowa. Z trudem dławiąc szloch, odwróciła się i wybiegła z gabinetu. Lysander z pustką w sercu kontemplował swoje wątpliwe zwycięstwo. Przez chwilę patrzył na zamknięte drzwi, a potem usiadł ciężko przy biurku i zakrył dłońmi twarz. 10 Clemency miotała się po pokoju, starając się spakować. Wyciągnęła spod łóżka kufer i otworzyła go, jednak nie była w stanie zrobić nic więcej. Nie potrafiła logicznie myśleć, nic już nie miało sensu. Stała tak, z parą butów w dłoni, i nie wiedziała, co dalej. Już po wszystkim. Markiz wie, kim jest, i nigdy tego nie wybaczy. Nawet nie pozwolił się jej wytłumaczyć. Na co liczyła, decydując się na ten podstęp? Teraz nie pozostało nic innego, jak odejść stąd ze wstydem. Gdy prawda wyjdzie na jaw, lady Helena będzie zaszokowana, a może nawet poczuje się obrażona, Arabella zmartwi się, cały zaś respekt i przywiązanie, jakie udało się jej zdobyć w tym domu, zostaną utracone. Nagle przyszłość stała się dla Clemency nic nie znaczącą pustką; upuściła buty na podłogę i usiadła na łóżku, wpatrując się bez celu przed siebie. Po policzkach spływały jej łzy i nie usłyszała nawet pukania do drzwi. Do pokoju wpadła Arabella z pytaniem, czy Clemency nie ma ochoty na spacer. Diana poszła gdzieś z matką i dziew¬czyna pragnęła czyjegoś towarzystwa. Zatrzymała się w drzwiach z przerażeniem, gdy zobaczyła otwarty kufer, ubranie porozwieszane na oparciu krzesła, a na koniec rozpacz w oczach Clemency. - Panno Stoneham! Chyba nas pani nie opuszcza? - za¬wołała. Clemency spojrzała na dziewczynę i chciała coś powie¬dzieć, lecz ani jedno słowo nie przeszło jej przez gardło. Machnęła ręką w geście bezsilnej rezygnacji.

nonszalancją obojętność. Bywało, Ŝe wychodził z gabinetu i obserwował ją z drugiego pokoju, jak układa teczki na najwyŜszej półce. Podziwiał jej kształtne nogi, smukłą kibić, piersi, uda... i nie mogło juŜ być mowy o Ŝadnej nonszalancji. A teraz oto zgodziła się u niego zamieszkać. Na myśl o tym robiło mu się gorąco, ale szybko poskramiał ten Ŝar, przemawiając sobie do rozsądku. Bez względu na to, czy Alli pracuje w jego biurze, czy w jego domu, Sprawdź tanecznych? - odparła Camryn i ruszyła w stronę gości. - Od wczesnego dzieciństwa chodziła na balet! - dorzuciła przez ramię. Scott odstawił na bok drinka i podszedł do Willow zajętej rozmową ze zdobywcą ośmiotysięcznika. - Przepraszam - wtrącił się do rozmowy. - Przepraszam, że przeszkadzam Brosnan... - Brennen - poprawił go młody mężczyzna. - Lex Brennen. - Camryn chce, byś pomógł zwinąć dywan przed tańcami. - Tańce? Wspaniale! - Lex uśmiechnął się do Willow uwodzicielsko. - Skarbie, musisz mi obiecać, że zatańczymy! Odszedł na bok, gwiżdżąc pod nosem, a Scott spiorunował wzrokiem jego oddalające się plecy.