zaległy urlop. Abby zrozumie, jak zawsze. Ale Bentz go nie zaprosił. Bałagan na zachodzie to

– Domyślasz się, kto ci je przysłał? – Zebrała zdjęcia i arkusz papieru, pokręciła głową i zwróciła je Bentzowi. – Nie. Montoya dał oryginały do sprawdzenia. Odciski palców, DNA, obróbka komputerowa zdjęć – wszystka, co się da, łącznie z ustaleniem, jakiego rodzaju tuszem narysowano ten znak zapytania. – Wsunął kopertę do wewnętrznej kieszeni marynarki. W tym momencie kelner przyniósł pierwsze danie. – Myślisz, że Jennifer żyje? – zapytała Olivia. – Nie. – Zamieszał potrawkę z owoców morza i pokręcił głową. – Ale nie myślę też, że jest duchem. – Jasne. Czyli... sobowtór. Ktoś się z tobą drażni. – Pokiwała głową, jakby mówiła coś do siebie, i podniosła łyżkę. – Kto? – I to jest pytanie za milion dolarów. Zirytowana nabiła na widelec sałatę i krewetkę. – Czyli uważasz, że ktoś tutaj, w Luizjanie, podszywa się pod Jennifer i ukazuje się, ale tylko tobie. Wierzysz, że kilka miesięcy temu zjawiła się w szpitalu, dokładnie w tej chwili, gdy odzyskiwałeś przytomność. Tymczasem zdjęcia i akt zgonu przysłano z Los Angeles. – Zmrużyła oczy, jedząc sałatkę. – Dobrze mówię? – Mniej więcej. – Więc po co robić sobie tyle zachodu? Dlaczego nie wysłano zdjęć stąd, z Nowego Orleanu? – Jennifer zginęła w południowej Kalifornii. http://www.tworzywa-sztuczne.net.pl/media/ – Cześć, bracie. – Podrapał go za uszami. – Idziemy na spacer? Hershey zaszczekał basem i pognał długim korytarzem wiodącym do tylnych drzwi. Montoya ruszył za nim i po drodze zadzwonił do Abby. Była fotografikiem, tego wieczoru miała sesję w atelier, poza miastem. Pies biegał tam i z powrotem, jak kłębek energii. – Rozumiem, bracie. – Montoya cisnął mu żółtą piłeczkę tenisową i czekał, aż włączy się poczta głosowa Abby. Hershey pognał w mrok, odnalazł piłkę i wrócił, zanim Montoya zdążył się nagrać. Psisko cisnęło mu piłkę pod nogi. Machało ogonem, póki Montoya nie rzucił piłki ponownie. Bawili się tak jeszcze przez pół godziny – pies w siódmym niebie, Montoya pogrążony w myślach o Bentzu przebywającym na samobójczej misji w Los Angeles. Co on wyprawia? Jennifer, jego pierwsza żona, nie była święta. A teraz nie żyje. I dobrze. Z tego, co Montoya wiedział, za życia była niezłą suką. W końcu Bentz się z nią rozwiódł,

Boże, Boże, Boże! – Nie rób tego! – zawołała za nią. Kobieta zawahała się na szczycie schodów. Czyżby słyszała jej błagania? Czyżby miała jej wysłuchać? – Błagam! – jęknęła Olvia desperacko. Wariatka prychnęła: – Mam to gdzieś! Sprawdź – Tak, tak. – I przyjaźnisz się z Fernandem Valdezem. – Można to tak nazwać. – Płacił ci za udawanie Jennifer? – zapytał Bentz. Zawahała się, więc dodał: – Nie żartowałem, kiedy mówiłem o policji. Jesteś zaplątana w wielokrotne morderstwo i porwanie mojej żony. Jeśli nie zaczniesz mówić, dopilnuję, żebyś resztę życia spędziła za kratkami. – Bzdura! Nic nie zrobiłam! – Czyżby? Moim zdaniem siedzicie w tym razem z Fernandem i razem pójdziecie na dno. Jada wodziła wzrokiem od Bentza do Montoi, zatrzymała spojrzenie na pistolecie wycelowanym w nią. – O Jezu. – Zagryzła usta. Ciągle ze sobą walczyła. – Poprawisz swoją sytuację, jeśli powiesz nam prawdę o twoim chłopaku – naciskał